Reportaż mimo wszystko maksymalnie subiektywny.
Godzina 12.15 – wyłączyli prąd. Gasną światła, gasną komputery, telefony przestają działać. Stajemy się firmą-widmo, Latającym Holendrem Elektrotechniki.
Godzina 12.16 – koledzy jak zaprogramowani zaczynają wstawać, robić sobie drinki i raczyć piwkiem. Atmosfera robi się piknikowa.
Godzina 12.18 – odpalają gry na laptopach.
Godzina 12.40 – ktoś dzwoni w końcu do pogotowia energetycznego. Oj, możemy sobie poczekać... Sielanka trwa.
Godzina 13.45 – wraca prąd, rozbłyskamy jak kościół na pasterce i wszyscy momentalnie wracają do pracy.
Urzekły mnie nie same czynności, ile ich automatyzacja i oczywistość w zaistniałej sytuacji.
PS. Sama w mdłym świetle z podsufitnego okienka męczyłam oryginalną wersję Harrego Pottera. Męczyłam, aż zasnęłam. Same miłe rzeczy mi się śniły, o.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz