O korzyściach płynących z niewiedzy
Dostaliśmy czereśnie. Dużo czereśni. Dużo to tyle, że obżarliśmy się wszyscy i jeszcze sporo zostało.
Postanowiłam to, czego nie zjemy, zamrozić.
- Trzeba je wydrylować - mówię NMSIE - i te, które są z robalami, wyrzucić.
- A to ja nie wiem, że tam są robale.
- Są. Nie sprawdzasz?!
- Nie.
- O fuj, ja bym nie mogła jeść z robalami.
- Ale ja nie jem z robalami! Jeszcze żadnego robala nie widziałem. Picture or it didn't happen.
5 komentarzy:
Wychodzę z takiego samego założenia:D
Eee, moi drodzy, u nas drzewa od czereśni się uginają, a w każdej czereśni mieszka robaczek. Mam wyjście: albo pryskać i jeść chemiczne świństwa, albo nie pryskać i jeść czereśnie wzbogacone czystym białkiem zwierzęcym...
Jak mawiał mój dziadek: "Nie ten robal ważny, którego my jemy, ale ten, który nas będzie jadł."
Też nie sprawdzam czereśni pod kątem obecności robala.
Mnie kumpela zawsze straszy robalami z malin, podobno są tamjakieś czarne małe, nie zauważyłam. Podoba mi się ten blog, poczytałam trochę. Zapraszam do siebie: http://bylojuzwszystko-zawszebedziewiecej.blogspot.com/
Ja wolę nie sprawdzać, bo jak sprawdzę i będzie - to odruch wymiotny skutecznie udaremni dalszą konsumpcję. Lepiej nie wiedzieć i nasycić się pysznymi owocami :)
Prześlij komentarz