Krowy w godzinach szczytu.
Siedzę na zajęciach. Na samym końcu długiego rzędu stolików. Pod oknem. Upał jak diabli. Nie da się wytrzymać bez otwierania okien, po otwarciu słychać nader dobitnie, że Katowice nie radzą sobie z rozładowaniem ruchu w centrum.
Pani doktor coś tam mówi, jak zwykle od rzeczy, sprawdzam zatem wypracowania 4c, które też są od rzeczy, ale tym się różnią od gadaniny pani doktor, że przynajmniej znam temat.
Wtedy dzwoni komórka.
Wiedząc, że a. krowiego ryku mojego dzwonka nerwy pani doktor mogłyby nie przetrzymać;
b. to może być coś ważnego - w końcu szukam pracy
- naciskam zieloną słuchawkę, żeby powstrzymać krowę i przeciskam się do wyjścia na tyłach całego rzędu moich licznych koleżanek.
Korytarz.
Pani w słuchawce umawia mnie na rozmowę. No git. Ale o 11 to ja pracuję. Pani mówi, że pogada z szefową, czy da się zmienić termin. Cieszę się wraz z nią, że tak się świetnie rozumiemy, ale proszę, żeby zadzwoniła po 19, bo jestem na zajęciach i głupio mi co chwilę wychodzić. A najlepiej niech mail wyśle. Pani werbalnie pokiwała głową i zniknęła pod czerwoną słuchawką.
Wracam do sali. Robię przepraszający dyg i znów gramolę się pod okno. Sprawdzam pracę wyśmiewającą Leppera i drugą, która kończy się słowami "Nie kłóćcie się, i tak opowiadanie się kończy - powiedział Lajkonik. Jak się kończy to kończy. Cześć" i znów czuję zbliżającą się krowę. Z przepraszającym łyskaniem białek przeciskam się znowu. Wybiegam. W słuchawce pani. Ta sama.
- Umówiłam panią na 16 we wtorek, może być?
- Aaale.. (przecież miałaś dzwonić wieczorem, głupia zołzo)
- Hmmm... Pamięta pani chyba naszą poprzednią rozmowę?
Nie, nie pamiętam. Gadanina pani doktor wywołała we mnie głęboką amnezję. Katowicki wściekły hałas odebrał mi rozum. Wypracowanie o Lepperze wytrzebiło ze mnie wszelką świeżość umysłu. Zapomniałam, że 10 minut temu przeciskałam się przez salę i powstrzymywałam wyrywającą się krowę.
- Tak, myślę, że pamiętam.
Puenty nie umiem wymyślić. Pomoże ktoś?
Pani doktor coś tam mówi, jak zwykle od rzeczy, sprawdzam zatem wypracowania 4c, które też są od rzeczy, ale tym się różnią od gadaniny pani doktor, że przynajmniej znam temat.
Wtedy dzwoni komórka.
Wiedząc, że a. krowiego ryku mojego dzwonka nerwy pani doktor mogłyby nie przetrzymać;
b. to może być coś ważnego - w końcu szukam pracy
- naciskam zieloną słuchawkę, żeby powstrzymać krowę i przeciskam się do wyjścia na tyłach całego rzędu moich licznych koleżanek.
Korytarz.
Pani w słuchawce umawia mnie na rozmowę. No git. Ale o 11 to ja pracuję. Pani mówi, że pogada z szefową, czy da się zmienić termin. Cieszę się wraz z nią, że tak się świetnie rozumiemy, ale proszę, żeby zadzwoniła po 19, bo jestem na zajęciach i głupio mi co chwilę wychodzić. A najlepiej niech mail wyśle. Pani werbalnie pokiwała głową i zniknęła pod czerwoną słuchawką.
Wracam do sali. Robię przepraszający dyg i znów gramolę się pod okno. Sprawdzam pracę wyśmiewającą Leppera i drugą, która kończy się słowami "Nie kłóćcie się, i tak opowiadanie się kończy - powiedział Lajkonik. Jak się kończy to kończy. Cześć" i znów czuję zbliżającą się krowę. Z przepraszającym łyskaniem białek przeciskam się znowu. Wybiegam. W słuchawce pani. Ta sama.
- Umówiłam panią na 16 we wtorek, może być?
- Aaale.. (przecież miałaś dzwonić wieczorem, głupia zołzo)
- Hmmm... Pamięta pani chyba naszą poprzednią rozmowę?
Nie, nie pamiętam. Gadanina pani doktor wywołała we mnie głęboką amnezję. Katowicki wściekły hałas odebrał mi rozum. Wypracowanie o Lepperze wytrzebiło ze mnie wszelką świeżość umysłu. Zapomniałam, że 10 minut temu przeciskałam się przez salę i powstrzymywałam wyrywającą się krowę.
- Tak, myślę, że pamiętam.
Puenty nie umiem wymyślić. Pomoże ktoś?
1 komentarz:
Beatka mi napisała pointę, na gg. Chylę czoła. I wklejam.
:)
"Uniwersytet w Delhi. Upał jak diabli. Nie da się wytrzymać bez otwierania okien. Komuś dzwoni komórka. Znajomy dźwięk. Katowice w godzinach szczytu? Z łyskaniem białek przeciskam się do okna. Krowy ryczą świątecznie. Tęsknię."
Prześlij komentarz