Mamy nosa
Wracam z aerobiku, zmęczona jak renifer santyklausa w pierwszy dzień świąt, a tu śmierdzi na korytarzu. Mocno i niepokojąco. Zakładając ewentualność wystąpienia halucynacji węchowych spowodowanych nadmiarem wysiłku, wyciągam uszlafroczonego NMSIE na korytarz, żeby poniuchał ze mną. Poniuchawszy potwierdził moje obawy - śmierdziało gazem.
- No to co robimy?
- No co? Dzwonimy do pogotowia gazowego.
Panowie zostali poinformowani, gdzie i czym śmierdzi. Przyjechali za pół godziny. Pukają. Otwiera NMSIE.
- Dzień dobry. No i co? Czują panowie?
- Ta. Ziemniaki się spaliły.
Hm. Trochę głupio mi było. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że nieczęsto palę ziemniaki *).
. . .
*) Jestem za leniwa, żeby je obierać. Jemy ryż. Spalony ryż to zupełnie inny zapach.
- No to co robimy?
- No co? Dzwonimy do pogotowia gazowego.
Panowie zostali poinformowani, gdzie i czym śmierdzi. Przyjechali za pół godziny. Pukają. Otwiera NMSIE.
- Dzień dobry. No i co? Czują panowie?
- Ta. Ziemniaki się spaliły.
Hm. Trochę głupio mi było. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że nieczęsto palę ziemniaki *).
. . .
*) Jestem za leniwa, żeby je obierać. Jemy ryż. Spalony ryż to zupełnie inny zapach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz