IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

30 paź 2006

Barańczaki i Coplandy, Coplandy i Barańczaki

Ida była na koncercie. Właściwie - na mszy oprawionej w chórowe okładki. W kościele prócz transcendencji bezsprzecznej unosiły się także duchy Aarona Coplanda i Stanisława Barańczaka. Ze wskazaniem na Polaka.
Ida nie chce powiedzieć, że odesłała wielkiego poetę i tłumacza spośród żywych w międzygwiezdne pustkowia - niech sobie żyje, niech pisze, i to, dałby Bóg, jak najdłużej.
Chce raczej zasugerować, że Barańczakowy duch bardzo mile się jej odmłodził i zwielokrotnił.


Teraz zweryfikowała na spółkę z googlami własne wyobrażenia. Nie no. Odpada. Broda słynnego literata nie umywa się do obiektu nagle ożywionej Idowej admiracji celującej w koniec drugiego rzędu praktykabli zaimprowizowanych na czas oprawiania.