IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

26 sty 2007

psycholożki, ginekolożki i panie sędzie

Piątek. Już się przyzwyczaiłam do coczwartkowych zapisków, a tu wczoraj O. nie zrobił niczego, co nadawałoby się do zapisania, najwyraźniej albo on się wyrabia, albo ja mam bardziej wygórowane wymagania.

Nastawił mnie za to refleksyjnie, o.

Tłumaczymy sobie przysłowia związane z domem. Na ogól za trzecim – czwartym trafieniem udaje mu się przybliżyć do sensu – po podaniu przeze mnie kontekstowego przykładu. To mu się chwali: jak nie zna, to zmyśla, ale i potrafi pochwycić wskazówkę i iść za jej grotem.

„Być panem domu” wytłumaczył mi tak: Być panem to znaczy rządzić. Rozkazywać. O, na przykład w tym domu pani jest panem.

Hmm. Spodobało mi się. Tylko co to jest? – feminizm czy coś wręcz przeciwnego?

18 sty 2007

Ptasi móżdzek białego kruka.

Czytamy artykuł ze starej Wyborczej „Biały szpak jak biały kruk” - o białych szpakach w warszawskim zoo, niezwykle rzadkiej i wymagającej odmianie.


O. czyta na głos polecenie:

Jaki istnieje związek między frazeologizmem występującym w tytule a treścią artykułu? Ułóż 2-3 zdania wypowiedzi... i nie zapisuj.

Ja: Tego tam nie było!
Już jest - mówi O., pracowicie dopisując.

Ja: No to jaki związek frazeologiczny mamy w tytule?
O: Porównanie.
Ja: Pudło. Porównanie jest, fakt. Ale porównanie to nie jest związek frazeologiczny.
O: A co?
Ja: A środek artystyczny. Związek frazeologiczny to jakieś znane wyrażenie. Gdzie tu jest?
O: Nie wiem.
Ja: Nie znasz wyrażenia biały kruk?
O: Nie.
Ja: Hmm, no to poszukamy. Gdzie będziesz szukał znaczenia związku frazeologicznego?
O: W języka polskiego
Ja: W czym?!
O: (w tonie uroczystym) W słowniku języka polskiego.
Ja: Nie. Skup się. Gdzie szukamy fra-ze-o-lo-gi-zmów?
O: W słowniku fra-ze-o-lo-gicz-nym?
Ja: Brawo! Masz, szukaj pod „kruk”.

Pięć minut szukał w tym słowniku, bo mu się alfabet mylił, co przed czym, co po czym. Wreszcie otworzył na dobrej stronie.

Ja: No i co znaczy biały kruk? Wiesz już?
O: Ale tu nie ma.
Ja: Jak to nie ma?! Jest.
O: Nie ma.
Ja: (cynicznie) Założymy się?
O: (zawsze zainteresowany wszystkim, co nie dotyczy bezpośrednio lekcji) O ile?
Ja: 30 złotych.
O: A dlaczego o 30?
Ja: Wolisz o stówę?
O: Nie. Ale nie ma.
Ja: Jest! Zobacz! Jak byk: KRUK - BIAŁY KRUK
O: Ale nie ma „jak biały szpak”.
Odetchnęłam. Zrozumiałam, w czym rzecz. Wyjaśniłam
O: (fachowo, z dociekliwością godną co najmniej Elżbiety Jaworowicz) Czyli nie będzie w tym słowniku czegoś takiego jak biały szpak?

Jak ja w nim kocham tę żądzę wiedzy.


Teraz dochodzimy do tego, jaki jest związek między frazeologizmem a treścią artykułu o ptakach.

O. nie wie, próbuję go naprowadzić:
Ja: Czy te ptaki w warszawskim zoo są popularne?
O: Nie, popularnonaukowe.

11 sty 2007

Zaczynam się poddawać.

Dostał tekst o brytyjskim żebraku, któremu jakiś rozczarowany rekuzą narzeczony wrzucił do kapelusza pierścionek zaręczynowy wart 5 tys. funtów. Wyobrażamy sobie, że kochaś ochłonął i chce odzyskać błyskotkę. Robimy ogłoszenie.
Ja: Trzeba zrobić opis...
O: (sprytnie) ...albo wkleić zdjęcie.
Ja: (starając się nie dać zbić z tropu - chodzi przecież o to, żeby O. nauczył się pisać) Tak, ale opis i tak się daje, obok zdjęcia.
O: (podejrzliwie) Nawet jak jest zrobione na laserowej drukarce?
Ja: Napisz, napisz, niech mama się ucieszy, jaki jesteś mądry.
O: Mama i tak wie.

I gadaj tu z takim...

Piszemy dalej...
Ja: W ogłoszeniu przydałoby się podać miejsce, w którym zaginął przedmiot.
O: Brytynia!
Ja: Dlaczego?
O: Bo tu jest napisane „brytyjski żebrak”.
Ja: No, to znaczy, że angielski. Anglia to Wielka Brytania.
O: To napiszę, że w Anglii ten pierścionek zgubił.
Ja: A może by tak trochę dokładniej? Wymyśl jakieś miasto angielskie, no nie wiem: Londyn, Liverpool (dwa angielskie miasta, jakie zna pani od polskiego, hę?...)
O: Paryż!
Ja: Paryż to nie jest miasto angielskie. Leży we Francji.
O: (niepewnie) Wiem.
Ja: (szczyt przebiegłości) To dlaczego powiedziałeś, skoro wiesz?
O: (szczyt niewinności) Nie wiem.

Piszemy dalej...

O: Zaginął pozłacany..
Ja: Ale on był wart 5000 funtów! Nie mógł być pozłacany! Musiał być jakiś super, ze szczerego złota, z drogimi kamieniami.
O: Ale proszę panią, jak napiszemy, ze złoty, to wtedy ten, kto znajdzie, to go sobie zatrzyma.
Ja: Ee, może będzie uczciwy. Pisz.
O: Zaginął złoty pierścionek wart 5 tysięcy funtów.
Ja: Teraz to ja sama bym go sobie zatrzymała... Słuchaj, opisz go jakoś dokładniej. „Złoty” to za mało.
O: ...był on złoty w czarne kropki.
Ja: Hmm, w kropki, mówisz? A miał jakiś kamień szlachetny?
O: Nie, bo to był zaręczynowy, a on nie może mieć brylantów.
Ja: Może!
O: (z niezbitą pewnością) Nie może!
Poddałam się.

Piszemy dalej...

Ja: No i ten znalazca, gdzie ma oddać pierścionek?
O: Na komisariat nr jeden. Tylko ja nie wiem, czy w tym Londynie jest Politechnika Śląska.
Ja: A po co ci do szczęścia politechnika?
O: No bo komisariat nr jeden jest przecież koło politechniki.
Ja: Ahaaaa. Ja myślę, że w Londynie może być inny komisariat nr jeden. A możesz wymyślić, gdzie on jest? Jakiś adres?
O: Przy barze Kopciuszko
Ja: Jakim?!
O: Kopciuszko.

No ok. Może to taki Kościuszko z baśni braci Grimm. Znów się poddałam.

7 sty 2007

Do czego to podobne!?

Wchodzę do sklepu i radośnie kupuję jabłka - radośnie, bo piątek, a nie że bo jabłka. A pani sprzedawczyni, radośnie takoż, wykrzykuje:
- No proszę, nie do wiary! Ależ do mamy podobna!
- ?
- Dobrze mówię?
- Nie wiem, proszę pani, ja wprawdzie jestem podobna do mamy, ale skąd pani mamę zna?
- No pracuje, tam o... - dokończyła wypowiedź palcem wskazującym lewej ręki, ale jako żywo na wyznaczonej przezeń linii nie plasowało się miejsce pracy mojej mamy.


Mnóstwo osób mi mówi, że kogoś im przypominam. Panie doktorze, czy to grozi stopniową utratą tożsamości?

4 sty 2007

O postaciach fantastycznych albo Wyzwalam potwora.

Zmieniamy temat na fragment baśni Andersena. W rolach głównych - bardzo niedzisiejszy student (czyta książkę) i krasnoludek:


- Po czym poznałeś, że to baśń?
- Po krasnoludku.
- No ok, a dlaczego po krasnoludku?
- Bo to jest postać, hmmm...
- Tak, tak! Postać jaka??
- ...zmyślona.
- Jest zmyślona, ale tu nie do końca o to chodzi. Jeszcze inaczej na nią mówimy. Popatrz: student też tu jest postacią zmyśloną, ale to po krasnoludku poznałeś, że baśń. Krasnoludki nie istnieją, więc są postaciami...
- Ale proszę panią, jak to student jest zmyśloną?!
- Przecież go Andersen wymyślił.
- Ale to jest prawda! Bo student jest.
- Gdzie jest?
- Eeee. No ale może być.
- Masz rację. Ale tego tutaj sobie Andersen wymyślił.
- Jak to?
- No, ja też mogę sobie coś wymyślić, na przykład... że wyskoczyłeś przez to okno i to sobie napisać. I czy to jest prawda?
- No ale to może być prawda.
- Taaaak?
- Nnno, nie jest to całkiem niemożliwe.
- Taaak? No to proszę, już. No, właź.
- Hehe, proszę panią...
- Co, pomóc ci?
- Hehe...
- No widzisz. Tak. Nie wszystko jest możliwe jeśli tylko to napiszesz albo pomyślisz.

I chyba tak właśnie ze mnie podświadomość wyłazi. Grubymi nićmi szyta.

To musi być czwartek.

Mój ukochany i na szczęście jedyny zgłębiacz umiejętności polonistycznych ma pasjonujące zadania o koleżankach, z których delikwentka z Krakowa zaprasza delikwentkę z Jeleniej Góry.

Najpierw powinien napisać telegram od jeleniogórzanki na temat jej przyjazdu do Krakowa.

- Cześć. Przyjadę o 12.00.
- No ok, to wszystko?
- Tak.
- Hmm, a gdzie ta koleżanka ma jej szukać? Skąd ją odbierze?
- Z Krakowa.
- Ale Kraków jest duży, myślisz, że tak o, rozejrzy się i ją zobaczy?
- No to ja nie wiem.
- No a w jakim miejscu zazwyczaj kończymy podróż, kiedy nie przyjeżdżamy samochodem?
- ...
- No czym możemy jechać? PKS-em albo pociągiem, nie?
- Jeszcze można samolotem. I łodzią.
- Świetnie, to ty się w wakacje wybierz łodzią z Jeleniej do Krakowa, a teraz bezpieczniej będzie przyjąć, że autobusem albo pociągiem, co? To gdzie ona przyjedzie?
- Na dworzec przyjedzie.
- No właśnie. To pisz.
- Przyjadę na dworzec PKP autobusowy.
- Ale PKP to nie jest autobusowy, PKP to są Polskie Koleje Państwowe.
- No to jaki w końcu?
- Pociągowy, tfu, kolejowy.
- Dobra, to piszę: przyjadę na dworzec PKP i autobusowy.
- No to jak? Na oba naraz przyjedzie?
- Tak, bo przecież są zawsze obok siebie.
- Po pierwsze - nie zawsze, po drugie - jeśli nawet, to na jeden przyjedzie, bo się nie rozdwoi przecież!
- No to może najpierw na jeden, a potem na drugi.
- Nie sądzę. Dobrze, co dalej?
- Dalej to sobie pojedzie tramwajem.
- Ale co dalej napiszesz w telegramie?
- A proszę panią, a jak się mówi na tramwaj?
- Na tramwaj mówi się "tramwaj".
- No ale jaki jest skrót. Bo na pociągi jest, na autobusy jest, a na tramwaje co się mówi?
- Można MPK. Ale tak się nie mówi. Mówi się „tramwaj”.
- E, bez sensu.



W imieniu dziewczynki - mieszkanki Krakowa - ma układać swojej koleżance plan zwiedzania miasta.

- Najpierw pojedziemy na Wawel. Potem do mojego domu...
- Jak to? Miały zwiedzać miasto.
- Bo jest po drodze.
- Mnóstwo rzeczy jest po drodze. One mają zwiedzać zabytki.
- Ale ona nigdy tam nie była, w tym domu, przecież jest napisane, że nigdy nie była w Krakowie.
- Ale to nie jest zabytek. W tym domu będzie mieszkała cały czas podczas pobytu w Krakowie - nie musi go dodatkowo zwiedzać.
- No dobrze. Potem zwiedzimy kościół... jak się nazywa ten... gdzie tam... taki o dwunastej...?
- Mariacki się nazywa.
- A potem pojedziemy tramwajem do kościoła św. Wojciecha.
- Ale zobacz na mapie, ten kościół jest zaraz obok, też na rynku.
- To co, tramwaju w tym Krakowie nie mają?!
- Mają, ale nie tutaj.
- Dobrze, to pojedziemy tramwajem do bramy Floriańskiej.
- Tędy też nie jeździ.
- E, kiepsko, kiepsko.

1 sty 2007

Maybe Tuesday will be my good news day...

Koniec przerwy świątecznej.
Tak, wiem, nauczyciele to mają dobrze - jak zaczną świętować wigilią, tak z nowym rokiem (Nowym Rokiem?) zdążą zapomnieć, że kiedykolwiek pracowali.

Jutro wtorek, oderwanie od niecodzienności.
Wejście w tryby.
Re-pracowanie. Za-pracowanie.
Pisanie, tęsknienie, łapanie okruchów, życie od-do.


Moje noworoczne postanowienie: nie dać się takim wtorkom.
Tyle.


Dużo szczęścia w 2007. To po to są te zera między dwójką a siódemką. Żeby się w nie dużo zmieściło.