IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

31 paź 2007

Hokus, pokus, budynius!

Zrobiłam wyjątkowo efektowny wizualnie budyń. Kulinarnie - nie da się ukryć - był to nadal budyń.

- Jesteś czarodziejką kuchni!
- Kto, ja? Taa, jestem, tylko dotąd jeszcze nie wymyśliłam tego zaklęcia, dzięki któremu potrafi się gotować.

28 paź 2007

Praktyczny Pan

Wracamy późnym wieczorem do domu. NMSIE głodny okropnie. Mówi, że coś sobie do jedzenia zaraz zrobi.
Po godzinie zerkam do kuchni - chleb nietknięty.

- I co, jadłeś coś?
- Dwa wafelki.
- Jak to, przecież byłeś głodny?!
- No tak, ale...
- Mam ci zrobić kanapkę?
- A bo ten ser kupiłaś taki...
- No jaki?!
- Niepraktyczny. I chleb.

Ser i chleb są niepraktyczne, kiedy nie są pokrojone.

Rym uniwersalny albo Ja też umiem rymować, część 3

Nucę sobie zupełnie bez sensu na melodię "Karliku, Karliku"

- Pigułko, pigułko, co tam niesiesz....
- W koszyku.
- Co?!
- W koszyku to jest bardzo dobry rym. Do wszystkiego pasuje.

Marzy mi się bombonierka...

- Jejku, ale ja żrę ostatnio, na pewno okropnie utyję.

- Przecież nie jemy żadnych tłustych rzeczy, tłustego mięsa, nie opychamy się kluchami z sosem (przy kluchach głos jakby mu się rozmarzył).

- No ale słodycze jemy. Strasznie dużo słodyczy. Muszę przestać. Jakieś postanowienie, eee, adwentowe złożę, że nie będę jeść słodyczy.

- O, to ja ci pomogę je wypełnić.

- Jak?

- Będę zjadał wszystkie słodycze, które kupisz.

25 paź 2007

dialogi wieczorne

- Co robisz?
- Śpię.
- Nieprawda.
- Dlaczego?
- Bo mówisz. Jakbyś spała, to byś nie mówiła
- Nie słyszałeś nigdy o mówieniu przez sen?
- Ale przez sen mówi się bez sensu.
- Konewka.
- Przekonałaś mnie.

23 paź 2007

Kto przygarnie?!

Na korytarzu, tuż przy drzwiach do mieszkania, stoi stolik. Na stoliku dywanik. Na dywaniku kartka. Przybita pieczołowicie czterema szpilkami do podłoża. Na kartce czarne litery:

"Drogi sąsiedzie!
Proszę nie składować na korytarzu swoich starych gratów.
Należy je wywieźć albo trzymać w mieszkaniu.
Korytarz jest własnością wspólną"

I niebieski dopisek:

"A ten list jest nieprzyjemnym anonimem. Stolik będzie wkrótce wyniesiony. Pod które drzwi mam odłożyć szpilki?" I podpis.


Czy ktoś nie chciałby małego, chwiejącego się, nikomu niepotrzebnego stolika? Może chociaż adopcja?

20 paź 2007

W dusznym uścisku...

NMSIE została objawiona pewna gra sieciowa. O tych grach wiem tyle, że są i że kompletnie mnie nie pociągają, więc gra ma dużą potencjalną szansę stać się zarzewiem rozpadu koalicji. Albowiem MNSIE został wciągnięty. Wchłonięty. Wessany. Zassany przez bandę nudzących się wampirów o kretyńskich imionach.


- Kochanie, popatrz na siebie - jest szesnasta, a ty w samym szlafroku siedzisz przed komputerem i atakujesz wampiry!

Powiódł po mnie błędnym wzrokiem.

Wstaje. Wychodzi. Za chwilę wraca _bez szlafroka_, siada i gra dalej...


Żalę się przez skype'a koledze, że chłop mi oszalał i woli wampiry ode mnie.

NMSIE krzyczy z drugiego pokoju: Daj mu linka, daj linka, zobaczysz, też go wciągnie!

Postanawiam uderzyć z grubej rury:
- O nie, kochanie. On... on... jest na zupełnie innym poziomie.
- Ja jestem już na dziewiętnastym!


Zostawiłam go. Niech gra. W końcu mu się znudzi. Prawda?

Dla wtajemniczonych II

19 paź 2007

Chwila prawdy

Wygłupiamy się. (Od roku niczego innego nie robimy, ale nam to służy).

- Chi, chiiii, ale my jesteśmy głupki.
- No, jesteśmy! Ale fajne.
- Właśnie. Gdybym nie była takim głupkiem, to bym chciała być takim głupkiem.
- ?
- ?
- ...
- ...
- ...Nie przesadzasz?

Dla wtajemniczonych

Idziemy chodnikiem.

Mija nas szczupły przystojniak, tłumaczący komuś przez komórkę "...otóż problem polega na tym, iż..."

NMSIE z dziką satysfakcją: Tenor, tenor!...

blogoblokady

Pałam chęcią spisywania.

- Zostaw mnie sam na sam z moim natchnieniem. Jak tak będziesz nade mną stał, to niczego nie napiszę.
- Hmm. Jest to jakaś metoda.

z próżnego i Salomon...

Kładziemy się spać.
Wracam z łazienki, MNSIE leży już w łóżku, okokoniony kołderką. Dwa metry zwiniętego w kłębek informatyka. Rozkoszne.

Chcę gasić górne światło.

- Nie gaś!
- ?
- Jak zgasisz, to mnie nie będzie widać.

9 paź 2007

Zawód wyuczony... zawód wykonywany... stanowisko...

Dzwoni telefon, odbieram. Percepcję mam napiętą jak strunę, ale pan w słuchawce przedstawia się jak to zwykle panowie w słuchawce - bełkotliwie i trzy razy za szybko. Mam wrażenie, że udało mi się rozpoznać nazwisko. Teraz nikt nie ma czasu na gadanie, mówię, że oddzwonimy. Dla pewności sprawdzam w programie sprzedażowym, czy dobrze usłyszałam. Nazwisko podobne niby jest, ale imię na pewno było inne. Kurczę.

Ześlizguję się wzrokiem. Na dole tabelki z wypisanymi pracownikami firmy znajduję mężczyznę tym samym nazwisku i o imieniu, które słyszałam w słuchawce. W rubryce „stanowisko” napisane ma „syn szefa”.

8 paź 2007

Delicates s e n

Wojna. Żadnych żołnierzyków w przysypanych pyłem hełmach, żadnych detonacji czy chociaż poczucia zagrożenia.
Jest tylko beznadzieja, martwota i kryzys.
Czuje się, że jest wojna.

Widzę, jak na zaplecze sklepu pan w pielęgniarskim fartuchu prowadzi nagą kobietę, niemal białą, lekko opuchniętą. Idzie tak, jakby była manekinem z możliwością ruchu.
Czuje się, że jest martwa.

Cwana podstarzała sklepikarka sprzedaje ludziom blade mięso. Kości wydają się jakieś inne.
Czuje się, że to ta kobieta.

Opowiadam o wszystkim ludziom. Potakują.
Ale czuję, że nikt mi nie wierzy.


To ostatnie było najgorsze, więc się obudziłam.

7 paź 2007

Niedziela

Pełna pizzy, białego wina i zapachu czosnku.

Ja, nie niedziela.

Wgapiona w monitor, wycinankę ze śpiącym kotem na ścianie i psychodeliczne wzorki białej tapety.
Wsłuchana w sjestę.
Czas rozciąga się jak lukrecjowa guma do żucia.
To nie będzie notka z tezą. Ani z puentą.
Rozleeeniwiiiłaam się.

4 paź 2007

obcięłam

Tak sobie.

Ani dobrze, ani źle, ale lepiej.

Jeszcze nie wrócił.

Kupiłam mu piwo. Wystarczy?

Zapłaciłam 18 złotych. Mało. Jakby mnie rzucił, pocieszę się, że przynajmniej zaoszczędziłam na chusteczki do nosa.

3 paź 2007

www.nasza-klasa.pl

Wszystko staje na głowie.
Dawni klasowi outsiderzy rozpoczynają inicjatywę mającą odtworzyć wspólnotę niegdysiejszych mniej i bardziej grzecznych zasmarkańców w stylonowych fartuszkach.
Chude nerwowe szatynki ustateczniają się i nabierają ciała, szare myszy stroją się w piórka, piegowatym blakną piegi, a rude farbują się na inaczej.
Patrzą na siebie serdecznie i podejrzliwie. Dziwią się temu niespodziewanemu obrastaniu w żony, mężów, dzieci i domki jednorodzinne.
Fajnie tak.
Tylko czas... Z czasem trzeba coś zrobić. Łapówka?..

1 paź 2007

Bo w pracy nie było sieci

Zahaczyła obcasy o pajęczą podstawę krzesła na kółkach i pisze. Że jej zimno, jak zwykle w pracy, że jest zakochana „ciągle” i „mimo”, że jej szal mógłby bardziej pasować do butów, że bycie razem polega na świadomym przesuwaniu granic, że klient, który właśnie przyszedł do biura, jest prostakiem pozującym na wesołka i że przy utrzymaniu dotychczasowego poziomu spożycia chińskich zupek w celu ogrzewczym dwie godziny aerobiku w tygodniu mogą nie wystarczyć.

Lubiła swoje myśli za ich ruchliwą przewrotność i umiejętność zręcznego lawirowania między faktami. Bo za precyzję i zwięzłość nie mogła. Czasem w trakcie pracy blakły jak coraz bardziej spłowiała taśma maszyny do pisania, czasem nawet ta taśma się zrywała i mozolne klejenie nie na wiele pomagało. Myśli żyły własnym życiem, a próby ich ujarzmienia i powkładania do osobnych szufladek przypominało tresurę kota.

Najbardziej lubiła te przywoływane przez zapach.

Dziwnie pachnący krem nagietkowy – L4 w lutym i pierwsze dłuższe pomieszkiwanie w Katowicach.

Słodkie migdały – kąpiel pod prysznicem.

Naftalina – występ w 1 klasie liceum w pelerynie ciotki z Ameryki.

Żelki haribo – mikołajki 1987 .

Perfumy w prostej czerwonej butelce ­­– czerwcowy pobyt we Wrocławiu.

Ozon unoszący się w powietrzu – skrzyżowanie Daszyńskiego i Sowińskiego, może dziesięć, może dwanaście lat temu.

Jesień – jesień była zwielokrotniona, nie oznaczała niczego konkretnego, tylko przypominała o tym, że trzeba się cieszyć, bo świat pachnie piękniej niż nam się wydaje.