IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

30 gru 2006

O krok...

Drobne niedogodności życia codziennego, świadomość własnej słabości i wiedza o niemożności zapanowania nad czasem.










Te i kilka innych rzeczy chronią szczęśliwych przed szaleństwem




.

29 gru 2006

Panie doktorze...

Nieprawda, że pokwitanie, pryszcze i kompleksy, a potem - ziuu! - mądrość życiowa i takie tam.

Im człowiek jest starszy, tym trudniej mu zapanować nad swoimi wzruszeniami. I pozbierać to wszystko do kupy.
Ciągle jestem życiowo głupia jak but w kapuście. Tyle że przybyło mi doświadczeń, a w związku z tym każde nowo napotkane bardzo łatwo daje się przekuwać na łańcuchy skojarzeń.
Te łańcuchy czasem dzwonią gdzieś w tyle głowy, czasem przylegają zimnem do skóry, czasem oplatają mocno - i pyk! - nowe wzruszenie, zaskakujące, trudne do opanowania.
I takie mokre, ojej, jak mokre.

A ja bym już chciała nie...
Da się coś z tym?

7 gru 2006

I znowu czwartek...

Zakumał przechodnie i nieprzechodnie. Znajdował rymy, nawet te niedokładne. Deminutiwa i augmentatiwa trzaskał jak stary. Wprawdzie raz pomylił podmiot liryczny z autorem, drugi raz z narratorem, ale za trzecim już trafił.


Przechodzimy do ortografii.
Kruków pisze się "króków", bo wymienia się na "krokodylów.

Uff, a już się bałam, że podmienili mi dziecko.

23 lis 2006

Korepetycje. Jestem złą nauczycielką.

Moja cotygodniowa radość czyta opis bluzeczki, którą ma potem narysować.

— "Dziecięcy, zabawny t-shirt uszyty jest z miękkiej i elastycznej, niezbyt grubej bawełny..."
A co to stójka?
— Taki stojący krótki jakby kołnierzyk. Rysuj.

rysuje

— Słonko, a jaki był w tym opisie rękaw?
— Krótki.
— A ty co narysowałeś?
— Długi.
— No to zmaż te rękawy i zrób krótkie,
— Eee nie, to ja tylko przedłużę resztę.
— Ale chłopie, to teraz wygląda jak sukienka z długim rękawem!
— Ok, nie ma sprawy proszę panią, przerobiłem ten dół na spodnie.
— Ale to ma być BLUZECZKA! Z KRÓT-KIM RĘ-KA-WEM! Rysujesz? Ok.
— A proszę panią, a co to jest stójka?

...

— Wybierz sobie jeden z rysunków, pokoloruj i opisuj. Najlepiej ten dzbanek albo ptaka, bo te się będzie dobrze opisywać.
— A dlaczego akurat te?
— Przecież ci powiedziałam.
— A ja chcę ten.
— Dobrze, to opisuj ten breloczek. Pokoloruj ten z kluczami.
— A ja chcę ten drugi.
— A JA CHCĘ TEN. Chłopczyku, błagam, ja tu jestem nauczycielem, rozumiesz?, proszę Cię, zrób to, co mówię.
— Ok. To opisuję. Dziecięce zabawne klucze...
— Co!?
— No pani kazała, żeby opis był taki jak tamten.
— Tak samo dokładny!
— Aha. Opisuję breloczek z kluczami. Klucze służą do...
Ale nie mów, do czego służą. Chodzi o opis tego, co jest na zdjęciu.
Opisuję breloczek z kluczami. Jest czerwono-sraczkowaty.
— Ślicznie. A znasz jakieś bardziej polityczne określenia?
Opisuję breloczek z kluczami. Breloczek ma brzegi czerwone, a w środku ma... no jaki to może być kolor? jabłka skwaśniałego.
— Ok, może być. Dalej.
Klucze są wykonane z metalu, polakierowane na epitet.
— Co ty piszesz?!
— No bo „zielono” to epitet.
— Świetnie, że to wiesz*, ale napisz „na zielono”, a nie że epitet.
— A to ja napiszę w nawiasie „epitet”
— Grrrrr!
— No dobrze, to ja już napiszę, że zielono.

*) Dałam ciała. To n i e j e s t epitet.

...

— Dobra. A na koniec opisz ten dzban.
— Opisuję dzban. Dzban wygląda tak jak na rysunku.


Jestem złą nauczycielką.

17 lis 2006

Korektorskie objawienia

Ida koryguje książkę informatyczną. Nie zna się na tym za cholerę, ale koryguje wytrwale. Poniżej - rejestracja nielicznych wytchnień od korektorskiej rutyny oddzielania przecinkami imiesłowów przysłówkowych czynnych i poprawiania "ze" na "że".




P.S. W tym miejscu dziękuję wiadomej sile fachowej za pomoc i ochronę pełni moich władz mentalnych przy korekty czynieniu :*

14 lis 2006

Zapach melodii

Muzyka z "Jasminum".
Bardzo piękna, bardzo smutna. Ładnie byłoby napisać, że ściska za serce. Ale ja czuję, jakby mi coś w żołądku skamlało, to co będę ściemniać i zasłaniać się okrągłymi metaforkami na temat różnych poetyckich organów. Zresztą - ja mam pewno organki.
Takie melodie zawsze mnie wzruszały. I chyba nie zdarzyło się, żebym nie popłakała się przy nich, choćby tak od środka.


I siedzi taka Ida w nastroju mżawkowym i smętnie jej, i leśmianowsko.

Użala się nad sobą, że taka rozmemłana, użala się nad Kononowiczem, że taki ślepy i rozczulający w tej ślepocie, użala się nad uczniami, bo ominie ich jej słodka obecność przez kolejne 4 dni (hehe), użala się nad jesienią, bo zaczęła być deszczowa.

A w tle sobie gra. Spokojnie, przejrzyście, głęboko.

I nie można by się tak po prostu zasłuchać? Abstrakcyjnie?

11 lis 2006

Andy Warhol


Nie wiem, nie wiem o trawie


La note bleu











Pchła szachrajka w purpurowych rękawiczkach


Zdejmę okulary, będę au naturel

Jedenasty jedenastego. A ja też nie wiem.

Nie wiem, nie wiem o trawie,
Będę ci śpiewał o niej,
Póki się nie dopasą
Do jutrzni kare konie.

O wodzie wiem, że płynie
Dumnie przez wszystkie pieśni
Aż się tobie wisienka
Wiśnia po wiśni prześni

Nie wiem, nie wiem o maku
W nim ci zbuduję zamek
Gdzie przed pięć luster wiedzie
Trzysta sześćdziesiąt bramek

O lustrze wiem, że patrzy
Twarzą dawniej nam znaną
I że pająk ją chwyta
W sieć coraz gęstszą tkaną

Nie wiem, nie wiem o niebie
Może to ci pomoże?
Dzwoniącej kuropatwie
Przychylne dzwonne zboże

Lecz wszystko wiem o furtce
Wychodzącej na drogę.
To mi tak nie stój przed nią,
Gdy iść przed siebie mogę.

Nie wiem, nie wiem o trawie,
Będę ci śpiewał o niej,

Póki się nie dopasą

Do jutrzni kare konie.

Tadeusz Nowak (nie wierzcie Poemie :P )






9 lis 2006

Nie nadaję się do tego

Tłuczemy przez godzinę środki poetyckie.

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.

- Co można powiedzieć o środkach artystycznych w tym fragmencie?
- ....
- Czy to, co jest tutaj opisane, można rozumieć dosłownie?
- Tak.
- Hmm, inaczej: czy na co dzień mówimy, że godzina miesza się z lękiem?
- Tak.
- No ok, chyba źle sformułowałam pytanie. Jak to rozumiesz, że godzina miesza się z lękiem?
- Że na przykład jest ciemno i się boję.
- Super! Że się boisz. Świetnie. Rozumiesz. Świetnie. Ale czy ludzie tak mówią? Czy zamiast „boję się” powiedzą „godzina miesza mi się z lękiem”?
- No.
- Nie, słonko, ludzie tak nie mówią.
- Ale dlaczego?
- Bo tak się mówi w poezji. Zwyczajny człowiek powie po prostu, że się lęka, boi. Bo dosłownie godzina nie może się z niczym mieszać.
- Może.
- Nie może (Boże, ja już nie wiem, może może? Może może się mieszać. Ta godzina. A w ogóle to wybrałam zły przykład.) I ludzie w ten sposób nie mówią. Nie mówią, tak? Ok, nie musisz rozumieć (JA TO NAPRAWDĘ POWIEDZIAŁAM! MATKO!). Po prostu to wiedz. Że nie mówią.

...jestem złą nauczycielką, jestem złą nauczycielką, jestem złą nauczycielką, jestem złą nauczycielką...

- A jeśli, słonko, nie możemy rozumieć czegoś dosłownie, to to jest... to jest...
- To to jest... limeryk.

...jestem złą nauczycielką, jestem złą nauczycielką, jestem złą nauczycielką, jestem złą nauczycielką... ale właściwie... przynajmniej częściowo trafił.

[...]

Wymęczył mnie okrutnie. Czuję się jak flak po kaszance i marzę tylko o tym, żeby się położyć i spać do rana.

- No, kończymy.
- Ale jest dopiero trzy po piątej. A ja się spóźniłem 6 minut.
- No właśnie. Spóźniłeś się, a planowo mamy do piątej. Jesteśmy trzy minuty po czasie.
- A jakbym przyszedł punktualnie, to byśmy zdążyli zrobić te zadania i nie miałbym do domu?
- Zdążylibyśmy, ale do domu inne bym ci dała. Kurtkę masz na łóżku.

...

- O, a pani ma lustro w przedpokoju?
- Tak (nie, kurczę, twojego sobowtóra za szybką?)
- A mogę wiedzieć, kto tam mieszka w tym pokoju?
- Pani Ela.
- Ale kto to jest?
- Moja znajoma.
- A proszę pani...
- Słuchaj, spieszę się, zaraz muszę wyjść.
- A to dlaczego się pani nie ubiera? (nauczka na przyszłość: proste kłamstwa - prosta demaskacja).
- Bo jestem ubrana!
- Aha, tylko buty i wyjść, tak?
- Ta. (Od ciebie uciec, gargulcu, to nawet w samych skarpetkach :D).

30 paź 2006

Barańczaki i Coplandy, Coplandy i Barańczaki

Ida była na koncercie. Właściwie - na mszy oprawionej w chórowe okładki. W kościele prócz transcendencji bezsprzecznej unosiły się także duchy Aarona Coplanda i Stanisława Barańczaka. Ze wskazaniem na Polaka.
Ida nie chce powiedzieć, że odesłała wielkiego poetę i tłumacza spośród żywych w międzygwiezdne pustkowia - niech sobie żyje, niech pisze, i to, dałby Bóg, jak najdłużej.
Chce raczej zasugerować, że Barańczakowy duch bardzo mile się jej odmłodził i zwielokrotnił.


Teraz zweryfikowała na spółkę z googlami własne wyobrażenia. Nie no. Odpada. Broda słynnego literata nie umywa się do obiektu nagle ożywionej Idowej admiracji celującej w koniec drugiego rzędu praktykabli zaimprowizowanych na czas oprawiania.

27 paź 2006

Duch towarzysza Gierka

Pan doktor M. na zajęciach "Polska w świecie" mówi o - i tu niespodzianka - Polsce w świecie.
Często ma przy tym wypady wstecz.
Dzisiaj zagaił żartobliwie: "W czasie gdy towarzysz Gierek, którego duch - czuję - unosi się tutaj jeszcze gdzieś po tych pokojach..."
Po tych słowach do sali weszła Magda G., najrodowitsza krewna Edwarda.

Jaka szkoda, że doktor M. nie ma o tym pojęcia!...

Wszyscy jesteśmy niepełnosprawni

Pani magister BiPi wkroczyła dziś do swojej klasy (wcześniej zawsze puka bardzo grzecznie i wytrwale, zamiast przyjść jak po swoje - a ja jej nigdy nie mówię od razu p r o s z ę, bo jestem pewna, że znowu będzie mnie molestować jakaś elokwentna dwójeczka szóstoklasistek obwołująca akcję "Góra grosza"/ ogłaszająca wybory do samorządu szkolnego / prosząca o żarcie dla kotów ze schroniska / informująca o akcji sprzedaży ciasteczek... ). Znów zgubiłam wątek.

Zatem: pani magister popukała sobie, wkroczyła, po czym oznajmiła tubalnie: jeszcze o tym pewnie nie wiecie, ale wszyscy jesteście niepełnosprawni. I zaczęła rozdawać karteczki, w których rodzice mają zadeklarować, jakim też rodzajem niepełnosprawności może wykazać się ich pociecha. Klasa zamarła. Gaduła Ola zaczęła dukać nieśmiało: Ale proszę panią (oni z a w s z e mówią proszę panią), niepełnosprawny to jest taki, co na przykład nie ma ręki, o! - tu Ola zaprezentowała jak niepełnosprawny nie ma ręki, ale magister BiPi zbyła ją machnięciem swojej.
Astma - kontynuowała gromko - czy inne choroby, o których pewnie nawet nie wiecie, że je macie, to też jest niepełnosprawność. Po czym spojrzała groźnie na pokasłującą Klaudię, wymownie rzuciła okiem na wręczoną przed chwilą uczennicy karteczkę i rozkazała głosem kaprala: do lekarza mi z tym dzisiaj i w poniedziałek przyjść zdrowa.

Dusiłam się przy tym zajściu całkiem porządnie.

Dostałam dziś skierowanie na prześwietlenie płuc. Na poniedziałek. Trochę się boję.

23 paź 2006

Idyjotka kwitnie

Ida robi uczniom test z lektury.

"W pustyni i w puszczy" to książka:
a) Dostępna zarówno w bibliotekach szkolnych, jak i bibliotekach dla normalnych.
b) Moja ulubiona kiedyś. W odległym smarkaczostwie. Więc to taka prywata, za pomocą której proszę pani Ida twardą ręką męczy kolejne pokolenia piątoklasistów.
c) Zekranizowana, co jest błogosławieństwem dla leni z obu stron barykady (uczeń ostatecznie obejrzy, jak nie doczyta, nauczyciel ma materiał na nadprogramową lekcję, na której będzie siedział i uzupełniał tematy w dzienniku).
Ergo: świetna książka na lekturę, choć lekko już zapleśniała.

Ida jest kreatywna w konstruowaniu pytań. Jedno z pierwszych, które ułożyła, brzmiało: "Jakiej narodowości był Grek, który pomagał dzieciom?"

Ida czyta. Ida nie wierzy. Ida patrzy z przerażeniem na kondycję polskiej edukacji. Ida bije się w wątłe piersi. Romanie, nie mnie daj tę podwyżkę, nie mnie!

Kasia

Była tu.
Trwająca w stanie nieustannej eksplozji mieszanka słodyczy, grzeczności i gadulstwa.
Osoba używająca funkcji fatycznej zamiast oddechu. Człowiek nie zdąży skończyć zdania, a już trzy razy to zdanie jest przypieczętowane skwapliwym przytakiwaniem. Ida czuje się przy Kasi jak mentor z gromadką (sic!) uczniów-zagorzałych fanów.
O, święta krytyczności! O, głosie rozsądku! O, "idiotko, leniu, partaczu" przybywaj!!

Kasia wróciła do dom, stamtąd napisała mi jeszcze parę miłych - a jakże - słów i pożegnała istnie Kasiowym wulkanem: no to papapapa już nie przeszkadzam... hejheeeeej [papapa][lapka][papa2] dobra, znikam, pa

M l e k a. M e l i s y. C i s z y . C i s z y. C i s z y.

20 paź 2006

Ukłuła się i płakała

Nienawidzi.
Ida wprost nienawidzi szyć.
Nawlekanie igły jeszcze wychodzi.
Ale potem... Potem zaczynają się schody.
Wpierw Ida choruje na brak koncepcji. To ważne:
jak uszyć. Trzeba mieć to w głowie. Tak. Poukładane.
Póżniej się zaczyna. Plątanie nitki. Ściąganie się materiału.
I te nierówne ściegi - igła prawie zawsze włazi nie tam, gdzie ma.
Nieskładnie. A już cerowanie jest najgorsze. Trzeba napleść
wiklinę świeżych, soczystych nici na poprzerywaną
pajęczynę. Trzeba poprzeplatać ostry koniuszek
między tą gęstwą. Równo, równiutko. Jeszcze
nigdy jej to dobrze nie wyszło. Tak.
Ida najwięcej klnie przy szyciu.

19 paź 2006

no no

Kiedy Ida słyszy "kochanie moje", rozkleja się jak pierogi robione przez jej mamę. A jednocześnie czuje takie mrowienie w okolicach uszu. I trochę - żuchwy.
To wszystko razem z pewnością powoduje ucisk mózgu. Ida nie wie, ale jej się wydaje, że to może być niezdrowe.


No cóż. Trudno. Zawsze żyła na krawędzi.

10 paź 2006

Śpiewando

Pararara. Pararara.

Śpiewanie w chórze polega na tym, żeby:
a. Nauczyć się (z grubsza) melodii swojego głosu.
b. Śpiewać tak, żeby móc - z przerażeniem - skonstatować: "o Boże, teraz to na pewno mnie słychać!"
c. Nauczyć się mieć tę konstatację w dupie.



Dojrzewanie Idy do śpiewania w chórze przypomina glonojada na szybie oblepionego zielenicami* akwarium. Niby stagnacja, ale kiedyś może będzie tu czyściej.

*) Uprasza się akwarystów, botaników i podobnych zboczeńców o niesprostowywanie ewentualnych przekłamań. To jest, proszę państwa, porównanie, to jest poezja, to jest liryka, to jest irracjonalne i metafizyczne, pocałujcie mnie w organizm.

3 paź 2006

Idyjotki odsłona pierwsza




To ja.





Tyle napisałam przez te parę godzin pomiędzy założeniem bloga (bo cóż robi polonistka zajęta do granic dnia podejmowaniem spodziewanych i niespodziewanych gości, korygowaniem nudnej książki, recenzowaniem uczniowskich wypracowań, załatwianiem bankowych kredytów, wypełnianiem dzienników i - last but not least - brodzeniem w emocjonalnych szlamach i mieliznach? Odpowiedź retoryczna, jako i pytanie)...
Więc: tyle napisałam pomiędzy założeniem bloga a przedpójściem spać. Że to ja.


A najpierw napisałam po francusku, tak, c'est moi napisałam, ale stwierdziwszy, że odsetek pretensjonalności w tym blogu i tak będzie zapewne z czasem zbliżał się do wartości uniemożliwiających u czytającego swobodne przełykanie - zaniechałam tak świetnego pomysłu z francusczyzną a konto równie oryginalnych ekscesów w przyszłości.