IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

30 paź 2006

Barańczaki i Coplandy, Coplandy i Barańczaki

Ida była na koncercie. Właściwie - na mszy oprawionej w chórowe okładki. W kościele prócz transcendencji bezsprzecznej unosiły się także duchy Aarona Coplanda i Stanisława Barańczaka. Ze wskazaniem na Polaka.
Ida nie chce powiedzieć, że odesłała wielkiego poetę i tłumacza spośród żywych w międzygwiezdne pustkowia - niech sobie żyje, niech pisze, i to, dałby Bóg, jak najdłużej.
Chce raczej zasugerować, że Barańczakowy duch bardzo mile się jej odmłodził i zwielokrotnił.


Teraz zweryfikowała na spółkę z googlami własne wyobrażenia. Nie no. Odpada. Broda słynnego literata nie umywa się do obiektu nagle ożywionej Idowej admiracji celującej w koniec drugiego rzędu praktykabli zaimprowizowanych na czas oprawiania.

27 paź 2006

Duch towarzysza Gierka

Pan doktor M. na zajęciach "Polska w świecie" mówi o - i tu niespodzianka - Polsce w świecie.
Często ma przy tym wypady wstecz.
Dzisiaj zagaił żartobliwie: "W czasie gdy towarzysz Gierek, którego duch - czuję - unosi się tutaj jeszcze gdzieś po tych pokojach..."
Po tych słowach do sali weszła Magda G., najrodowitsza krewna Edwarda.

Jaka szkoda, że doktor M. nie ma o tym pojęcia!...

Wszyscy jesteśmy niepełnosprawni

Pani magister BiPi wkroczyła dziś do swojej klasy (wcześniej zawsze puka bardzo grzecznie i wytrwale, zamiast przyjść jak po swoje - a ja jej nigdy nie mówię od razu p r o s z ę, bo jestem pewna, że znowu będzie mnie molestować jakaś elokwentna dwójeczka szóstoklasistek obwołująca akcję "Góra grosza"/ ogłaszająca wybory do samorządu szkolnego / prosząca o żarcie dla kotów ze schroniska / informująca o akcji sprzedaży ciasteczek... ). Znów zgubiłam wątek.

Zatem: pani magister popukała sobie, wkroczyła, po czym oznajmiła tubalnie: jeszcze o tym pewnie nie wiecie, ale wszyscy jesteście niepełnosprawni. I zaczęła rozdawać karteczki, w których rodzice mają zadeklarować, jakim też rodzajem niepełnosprawności może wykazać się ich pociecha. Klasa zamarła. Gaduła Ola zaczęła dukać nieśmiało: Ale proszę panią (oni z a w s z e mówią proszę panią), niepełnosprawny to jest taki, co na przykład nie ma ręki, o! - tu Ola zaprezentowała jak niepełnosprawny nie ma ręki, ale magister BiPi zbyła ją machnięciem swojej.
Astma - kontynuowała gromko - czy inne choroby, o których pewnie nawet nie wiecie, że je macie, to też jest niepełnosprawność. Po czym spojrzała groźnie na pokasłującą Klaudię, wymownie rzuciła okiem na wręczoną przed chwilą uczennicy karteczkę i rozkazała głosem kaprala: do lekarza mi z tym dzisiaj i w poniedziałek przyjść zdrowa.

Dusiłam się przy tym zajściu całkiem porządnie.

Dostałam dziś skierowanie na prześwietlenie płuc. Na poniedziałek. Trochę się boję.

23 paź 2006

Idyjotka kwitnie

Ida robi uczniom test z lektury.

"W pustyni i w puszczy" to książka:
a) Dostępna zarówno w bibliotekach szkolnych, jak i bibliotekach dla normalnych.
b) Moja ulubiona kiedyś. W odległym smarkaczostwie. Więc to taka prywata, za pomocą której proszę pani Ida twardą ręką męczy kolejne pokolenia piątoklasistów.
c) Zekranizowana, co jest błogosławieństwem dla leni z obu stron barykady (uczeń ostatecznie obejrzy, jak nie doczyta, nauczyciel ma materiał na nadprogramową lekcję, na której będzie siedział i uzupełniał tematy w dzienniku).
Ergo: świetna książka na lekturę, choć lekko już zapleśniała.

Ida jest kreatywna w konstruowaniu pytań. Jedno z pierwszych, które ułożyła, brzmiało: "Jakiej narodowości był Grek, który pomagał dzieciom?"

Ida czyta. Ida nie wierzy. Ida patrzy z przerażeniem na kondycję polskiej edukacji. Ida bije się w wątłe piersi. Romanie, nie mnie daj tę podwyżkę, nie mnie!

Kasia

Była tu.
Trwająca w stanie nieustannej eksplozji mieszanka słodyczy, grzeczności i gadulstwa.
Osoba używająca funkcji fatycznej zamiast oddechu. Człowiek nie zdąży skończyć zdania, a już trzy razy to zdanie jest przypieczętowane skwapliwym przytakiwaniem. Ida czuje się przy Kasi jak mentor z gromadką (sic!) uczniów-zagorzałych fanów.
O, święta krytyczności! O, głosie rozsądku! O, "idiotko, leniu, partaczu" przybywaj!!

Kasia wróciła do dom, stamtąd napisała mi jeszcze parę miłych - a jakże - słów i pożegnała istnie Kasiowym wulkanem: no to papapapa już nie przeszkadzam... hejheeeeej [papapa][lapka][papa2] dobra, znikam, pa

M l e k a. M e l i s y. C i s z y . C i s z y. C i s z y.

20 paź 2006

Ukłuła się i płakała

Nienawidzi.
Ida wprost nienawidzi szyć.
Nawlekanie igły jeszcze wychodzi.
Ale potem... Potem zaczynają się schody.
Wpierw Ida choruje na brak koncepcji. To ważne:
jak uszyć. Trzeba mieć to w głowie. Tak. Poukładane.
Póżniej się zaczyna. Plątanie nitki. Ściąganie się materiału.
I te nierówne ściegi - igła prawie zawsze włazi nie tam, gdzie ma.
Nieskładnie. A już cerowanie jest najgorsze. Trzeba napleść
wiklinę świeżych, soczystych nici na poprzerywaną
pajęczynę. Trzeba poprzeplatać ostry koniuszek
między tą gęstwą. Równo, równiutko. Jeszcze
nigdy jej to dobrze nie wyszło. Tak.
Ida najwięcej klnie przy szyciu.

19 paź 2006

no no

Kiedy Ida słyszy "kochanie moje", rozkleja się jak pierogi robione przez jej mamę. A jednocześnie czuje takie mrowienie w okolicach uszu. I trochę - żuchwy.
To wszystko razem z pewnością powoduje ucisk mózgu. Ida nie wie, ale jej się wydaje, że to może być niezdrowe.


No cóż. Trudno. Zawsze żyła na krawędzi.

10 paź 2006

Śpiewando

Pararara. Pararara.

Śpiewanie w chórze polega na tym, żeby:
a. Nauczyć się (z grubsza) melodii swojego głosu.
b. Śpiewać tak, żeby móc - z przerażeniem - skonstatować: "o Boże, teraz to na pewno mnie słychać!"
c. Nauczyć się mieć tę konstatację w dupie.



Dojrzewanie Idy do śpiewania w chórze przypomina glonojada na szybie oblepionego zielenicami* akwarium. Niby stagnacja, ale kiedyś może będzie tu czyściej.

*) Uprasza się akwarystów, botaników i podobnych zboczeńców o niesprostowywanie ewentualnych przekłamań. To jest, proszę państwa, porównanie, to jest poezja, to jest liryka, to jest irracjonalne i metafizyczne, pocałujcie mnie w organizm.

3 paź 2006

Idyjotki odsłona pierwsza




To ja.





Tyle napisałam przez te parę godzin pomiędzy założeniem bloga (bo cóż robi polonistka zajęta do granic dnia podejmowaniem spodziewanych i niespodziewanych gości, korygowaniem nudnej książki, recenzowaniem uczniowskich wypracowań, załatwianiem bankowych kredytów, wypełnianiem dzienników i - last but not least - brodzeniem w emocjonalnych szlamach i mieliznach? Odpowiedź retoryczna, jako i pytanie)...
Więc: tyle napisałam pomiędzy założeniem bloga a przedpójściem spać. Że to ja.


A najpierw napisałam po francusku, tak, c'est moi napisałam, ale stwierdziwszy, że odsetek pretensjonalności w tym blogu i tak będzie zapewne z czasem zbliżał się do wartości uniemożliwiających u czytającego swobodne przełykanie - zaniechałam tak świetnego pomysłu z francusczyzną a konto równie oryginalnych ekscesów w przyszłości.