IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

1 paź 2011

Historia taka

Zawsze utyskiwałam na to, że nie umiem wymyślać fabuł. Co powiecie o tej?


Facet od dobrych kilku lat szuka jakiejś fajnej pracy, w której rozwijałby się bardziej niż w obecnej.
Chociaż wysyła odpowiedzi na różne ogłoszenia, na ogół nikt się do niego nie odzywa, a jeśli już - to nie przynosi to oczekiwanego skutku.
Pewnego dnia otrzymuje atrakcyjną ofertę pracy w miejscu swojego zamieszkania, odpowiada na nią, dosłownie za godzinę zostaje zaproszony na rozmowę i po niedługim czasie dowiaduje się, że go przyjmą.

Podpisuje w obecnej firmie wypowiedzenie.
Po weekendzie ma już zawrzeć umowę z nową i zacząć tam pracę.
Jedzie na badania wstępne, lekarz okulista zauważa pewnie umiarkowanie niepokojące objawy, w związku z którymi zaleca więcej ruchu.
Mężczyzna stwierdza, że to się świetnie składa, bo do nowej pracy zamierza dojeżdżać rowerem, więc ruch będzie miał zapewniony. Żegna się z lekarzem, odwozi do nowej firmy zaświadczenie o zdolności do pracy, po czym jedzie do swoich rodziców pożyczyć rower.
Od razu postanawia go wypróbować, na zakręcie przewraca się i łamie obie ręce, w ciągu tych kilku sekund czyniąc się niezdolnym do wykonywania różnych prostych czynności przez co najmniej miesiąc.

Happy end: nowa firma postanawia zawrzeć z nim umowę mimo chwilowego kalectwa i wszelkich wskazań do długiego L-4, co świadczy o niej naprawdę dobrze.

Mniej happy end: historia nie jest zmyślona, a ten mężczyzna to NMSIE.

PS Zapomniałam o jeszcze jednym smaczku: w dzień po wypadku przyszło do nas pocztą wypasione pudło klocków LEGO Technic, zamówione sobie przez NMSIE w ramach prezentu urodzinowego. Tysiąc sto piętnaście rozkosznych malutkich elementów do składania.