IDYJOTKA! - TAK MÓJ DZIADEK MAWIAŁ. NA MNIE TEŻ. Z SILNIE ZAAKCENTOWANYM "JO". MIAŁ SPORO RACJI

2 paź 2008

Świadome macierzyństwo

Przygotowujemy się do rodzicielstwa. Kurs musi być mocno przyspieszony, bo czas goni. Pod koniec tygodnia zamieszkają z nami Tymianek i Bazylia, a my nawet nie mamy gdzie pochować luźno leżących płyt CD (może nie będzie trzeba tak od razu, bo przewiduję, że i tak pierwsze do odstrzału pójdą butelki z winem stojące na blacie między kuchnią a pokojem...).

Wczoraj czytaliśmy, co zrobić, żeby kot nie wskakiwał na blat kuchenny. Bo kupiliśmy sobie podręcznik, oczywiście.

Potem pojechaliśmy do sklepu po różne kocie akcesoria. Miseczki. Żwirki. Karmę. Drapak. Piłeczkę. Szczotkę. Szeleczki. Legowisko*.

Wiecie, że można stać pół godziny w sklepie i ustalać atuty i braki trzech rodzajów kuwet? Konsultować się ze sprzedawcą, próbować każdą otwierać i zamykać, sprawdzać jakość materiału i badać odpowiedniość mechanizmu drzwiczek wahadłowych... Postanowiliśmy po Tę Jedyną wrócić po zrobieniu reszty zakupów. Ale ustalenie kolorów miseczek (różowa i niebieska, a jakże), jakości karmy i rodzaju żwirku zaabsorbowało nas na tyle, że w międzyczasie jakieś Perfidne Marakasy zdążyły nam zamknąć sklep z kuwetą. Cóż - jutro wyprawa numer dwa.


* No jasne, że ściemniam. Przecież będą spały z nami w łóżku :]

4 komentarze:

Zuzanka pisze...

Hoho, gratul. Cieszę się, że zabraliście się do rzeczy zaraz po ślubie.

Anonimowy pisze...

Dwa koty? Ooo! Ale super! My też wzięliśmy dwa. Ale po dwóch latach jeden zaginął. Więc, żeby temu który został (a dokładnie tej) nie było smutno wzięliśmy jeszcze jednego młodego. Po 3 miesiącach ten który zginął się znalazł i obecnie (od prawie miesiąca) mamy trzy. O! :)
Koty... Baaaardzo mądra decyzja. Gratulejszyn. I bardzo proszę napisz, co tam wyczytałaś, co robic, żeby kot nie wskakiwał na blat kuchenny :D

Idyjotka pisze...

Uwaga, nie śmiać się:

nie wolno podchodzić do kota, zrzucać go i krzyczeć, bo to da najwyżej tyle, że kot nie wlezie na blat w naszej obecności (a i to wątpliwe).

Trzeba podejść cichaczem, schować się za drzwi, jeśli się da i spryskać kota wodą ze spryskiwacza, najlepiej nie wtedy, gdy już będzie na blacie, tylko wtedy, kiedy szykuje się do skoku - żeby go zniechęcić. Clou polega na tym, żeby kot nie skojarzył zimnego prysznica z naszą obecnością, więc trzeba siedzieć cicho i udawać, że to nie my.

Innym sposobem - wtedy, kiedy nie ma nas w domu - jest postawienie na krawędzi blatu np. metalowych puszek z monetami w środku: kot skoczy, puszka spadnie i go przestraszy.

Kolejny śmieszny sposób - położenie na blacie taśmy klejącej lub folii samoprzylepnej klejem do góry (brzegi trzeba dobrze umocować, inaczej możemy zastać po powrocie baleron oklejony taśmą zamiast kota). Kiedy kot na to skoczy, szybko się zniechęci, bo one nienawidzą, kiedy coś im się klei do łap.

W ramach twórczości własnej wymyśliłam wysmarowanie blatu półpłynnym miodem - i kupię słoik miodu temu, kto się na to zdecyduje :D

Anonimowy pisze...

Ida, kupuję to z taśma klejącą! Wyczajenie kota cichcem jak łazi po meblach tak, żeby nas nie zauważył, jest niemożliwe... Za to pomysł z miodkiem... yyyy... smaczny ;)